Urodzili się:
Zmarli:
Wanda Kwaśniak (zd. Knoff, Wanda Knoff-Kwaśniak) - architekt.
Członek SARP O. Wybrzeże.
Absolwentka Wydziału Architektury Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie (1952).
Odznaczenia m.in.: Brązowa Odznaka SARP (1973).
Pochowana na Cmentarzu Komunalnym w Kosakowie.
*************************************************************
Życiorys Wandy Kwaśniak - wspomnienie o mojej mamie.
31 marca odeszła z tego świata moja mama - Wanda Kwaśniak, która była mi zawsze mamą, przyjaciółką i autorytetem. A oto jej życiorys.
Urodziła się w Niwce k. Sosnowca w Zagłębiu Dąbrowskim 8 lipca 1923 r. Tam spędziła dzieciństwo i uczyła się w szkole powszechnej. Uczęszczała następnie do gimnazjum w Mysłowicach i przed wybuchem wojny zdała tzw. Małą maturę.
Antyhitlerowskie wypowiedzi i zachowania ze strony rodziny mamy doprowadziły, że w 1940 r. Hitlerowcy wyrzucili ich z mieszkania z Niwki. Zamieszkali w Sosnowcu a mama została skierowana do przymusowej pracy w Hucie "Sosnowiec".
Przed wojną uczyła się gry na pianinie, grała bardzo dobrze. Ta umiejętność pozwoliła jej lepiej przetrwać wojnę dodatkowo jako nauczycielka muzyki i akompaniatorka w tajnej szkole śpiewu J. Kiepura-Osieckiej.
Po wojnie w 1945 r. zdała maturę, studiowała dalej na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej, którą ukończyła z tytułem mgr inż. w 1953 r. przeprowadziła się wraz z mężem i córeczką do Gdyni, pracowała cały czas w Wojskowym Biurze Projektów Budowlanych w Gdyni do przejścia na emeryturę w 1979 r. (kilka znaczących budynków w Gdyni jest wg jej projektów, wiem o krytym basenie na Oksywiu).
Mama była wspaniałym, wrażliwym człowiekiem, wyniosła z domu rodzinnego wartości, którym wierna była przez całe życie - uczciwość, pracowitość, solidność, sprawiedliwość, chęć pomocy innym, patriotyzm. Miało to również wyraz w życiu pozazawodowym i w pracach, które kontynuowała po przejściu na emeryturę.
Od 1980 r. pracowała przez 10 lat społecznie jako opiekun społeczny w Miejskim Ośrodku Opieki Społecznej w Gdyni poświęcając wiele czasu i serca ludziom starym i samotnym.
W parafii ewangelickiej, do której należała, była przez wiele lat organistką oraz wieloletnim członkiem Rady Parafialnej.
Z pasją uprawiała ogródek w Małym Kacku, o którym mówiła, że jest jej najukochańszym miejscem na ziemi i wiele czasu poświęcała swoim wnukom. Jak widać udzielała się w wielu dziedzinach życia i z każdej z nich czerpała radość. Do końca była czynna, interesowała się sztuką, kulturą, teatrem, wydarzeniami w kraju i na świecie. 22 marca będąc u znajomej na obiedzie osunęła się z krzesła w pół słowa, potem pogotowie, szpital, diagnoza - udar mózgu. W szpitalu leżała jszcze 10 dni śpiąc lub odzyskując świadomość. Jej dusza odeszła spokojnie ostatniego dnia marca, był to pierwszy pogodny, słoneczny dzień po zimowych chłodach i nieprzyjemnych roztopach.
W kontekście jej całego życia oczywiste i zrozumiałe wydają się cytaty myśli, które przytacza w "Kronice moich dziejów do 1940";
Definicja szczęścia Thomasa Mertona: "Szczęście polega na dokładnym oznaczeniu, co w naszym życiu jest tą jedyną rzeczą naprawdę ważną i na pogodnej rezygnacji z całej reszty", a może jeszcze bardziej - Bertranda Russela, który twierdzi, że "żeby być jakoś szczęśliwym, należy ograniczyć swe potrzeby, mieć bardzo dużo różnych zainteresowań, mieć przyjazne stosunki z ludźmi i czuć się bardzo potrzebnym. Nie filozofia, lecz skuteczne działanie ratuje nas w chwilach depresji".
Dorota Kowalczyk
(źródło: gdansk.sarp.org.pl)
Galeria: